Atanazego (i nie tylko) pouczenie dla księdza z Kiełcza koło Nowej Soli (i dla innych też)
Hieronim pewnie nie przebierałby w słowach, bo jak na dobrego rzymskiego retora przystało, z lubością używał inwektyw. A wobec księdza, który z ambony sugeruje, że głupia jest matka, która przychodzi do kościoła na liturgię z niepełnosprawnym i hałaśliwym dzieckiem, z trudem utrzymałby na wodzy swój porywczy temperament. Nie będę jednak sięgał po Hieronima. Sięgnąć chcę w kontekście bardzo przykrego zajścia w kościele w Kiełczu koło Nowej Soli po Atanazego.
Atanazy napisał „Żywot św. Antoniego” egipskiego chłopa, który stronił od cywilizacji i uciekł na pustynię, żeby w jej surowości odnaleźć Boga. Życie z Bogiem to nie jest bajka, Bóg jest szorstki: „Wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę” (Ap 3,19). Antoni pociągnął za sobą rzesze naśladowców, facetów wcale nierzadko z przestępczą przeszłością. Życie na pustyni dalekie było od cywilizowanej kultury i wygody: kary cielesne, surowe posty, spanie na gołej ziemi. Atanazy zaś był biskupem Aleksandrii, dumnego i bogatego miasta. Mnichów bardzo cenił, więc zależało mu, żeby surowość pustyni nie wykopała rowu nie do przeskoczenia między Kościołem w mieście, a oazami mnichów. Napisał więc swoje dzieło, żeby mnichów trochę okrzesać.
Kiedy wymienia listę cnót, które zdobył ojciec i mistrz mnichów, na pierwszym miejscu wymienia „to charien”, co – jak podaje słownik Z. Abramowiczówny – oznacza „ujmujący”, „wytworny”, „elegancki”. Wniosek jest więc oczywisty: szukasz Boga, który bywa szorstki i nie folgujesz sobie, żeby Go znaleźć, ale jak już Go znajdujesz, to umiesz być kulturalny wobec ludzi.
Zawsze mnie zdumiewało w „Żywocie Antoniego” to zdanie, zaskakiwał mnie sposób myślenia Atanazego. Kultura osobista, coś co można nazwać zwykłą grzecznością, to pierwszy znak, że człowiek zna Boga. Zdumiewało mnie takie postawienie sprawy przez biskupa Aleksandrii, bo wśród duchowieństwa w Polsce jest duże przyzwolenie na chamstwo i szorstkość wobec ludzi, które są często usprawiedliwiane ich postawami, błędami, niewiedzą. Może się mylę, ale przypuszczam, że ksiądz z Kiełcza nie widzi problemu: dziecko przeszkadzało w liturgii, tak nie wolno, więc uznał za słuszne szorstkie, wręcz obraźliwe potraktowanie jego matki, która „gdyby była mądra, wyszłaby z kościoła”.
Świętej pamięci ksiądz Jan Kaczkowski, gdy w Łodzi prowadził rekolekcje podczas ostatniego adwentu został zapytany, co go najbardziej denerwuje u współbraci księży. Odpowiedział bez chwili namysłu: brak kultury. Tutaj jest to wszystko nagrane: 30 tysięcy odsłon, 220 polubień, tylko 6 „nie lubię” (pewnie od księży…). Nie wiem, czy czytał „Żywot Antoniego”, ale pięknie współbrzmi z tym, co głosił Atanazy: ujmujący i elegancki sposób bycia jest naprawdę sprawą bardzo ważną, pierwszą z cnót.
Głos naszego Ojca Atanazego w sprawie kultury osobistej jest ważny i myślę, że powinien wystarczyć księdzu z Kiełcza i wszystkim innym, żeby przyznać się do błędu, przeprosić i usilnie pracować nad kulturalnym sposobem bycia i zwracania się do ludzi. Pozwolę sobie jednak sięgnąć po jeszcze mocniejszy przykład grzeczności i kultury osobistej, który nie tak dawno temu dało nam samo Niebo.
Kiedy Niepokalanie Poczęta ukazała się w Lourdes prostej dziewczynie ze wsi poprosiła ją, żeby przychodziła w to miejsce codziennie. Powiedziała płynnie po francusku: „Voulez-vous avoir la bonté de venir ici pendant quinze jours?” Wyobrażacie sobie? Królowa Nieba i Ziemi do dziewuchy ze wsi odzywa się w ten sposób! „Czy byłaby pani tak dobra, żeby przyjść tutaj przez piętnaście dni?”. Bernadetta powiedziała potem, że po raz pierwszy poczuła, że ktoś do niej się zwraca jak do osoby.
Bezwzględny szacunek dla człowieka – bez względu na to, kim jest, jaki jest i co robi – naprawdę rodzi się i trwa w człowieku, który zna Boga. Straszną ranę zadaje Kościołowi ksiądz, który brakiem kultury pozbawia człowieka należnego mu szacunku.
Księże z Kiełcza, trzeba przeprosić.
ks. Przemysław M. Szewczyk