Heretyckie środy: król gnostyków – Manes
Ostatni heretyk z pierwszej księgi „Streszczenia” Teodoreta jest królem gnostyków – Manes, ojciec manicheizmu. Przeczytajcie o tym, o którym już tyle słyszeliście!
[box]Teodoret z Cyru, Streszczenie heretyckich wymysłów I, 26[/box]
26. Manes
Manes był, jak mówią, synem Persjanki, przez długi czas niósł jarzmo niewoli i nazywany był służącym scytyjskim. Kiedy zaś stał dziedzicem swojej pani, nie zapałał miłością do bogacenia się przez nadzieję, ani nie wychwalał hymnami dawcy dóbr, lecz poruszał językiem ku pożytkowi bluźnierstwa i bezbożnych wymysłów, stając się doskonałym narzędziem wroga prawdy. Mówił, że istnieją dwa byty niezrodzone i wieczne: Bóg i materia, Boga nazwał światłem, a materię ciemnością, a z kolei światło dobrem, zaś ciemność złem. Nadał też im inne imiona. Światło bowiem nazwał dobrym drzewem, pełnym dobrych owoców, zaś materię drzewem złym, które przynosi owoce takie, jaki jest ich korzeń. Mówił, że Bóg jest oddzielony od materii i że wcale się nie znają, ani On materii, ani materia Jego. Bóg posiadał części północne, wschodnie i zachodnie, natomiast materia południowe, jednak później materia doprowadziła do konfliktów między wieloma światami[1], a także własne owoce nastawiła jedne przeciw drugim. Powstała więc wojna i jedne byty goniły drugie, inne uciekały, aż doszły do krajów światła i wtedy zobaczyły światło, znalazły w nim przyjemność, zachwyciły się i zapragnęły zaatakować je wspólnie, posiąść i domieszać światło do własnych ciemności. Materia więc ruszyła się, jak mówi ten bezpodstawny, gołosłowny i bezmyślny wymysł, razem z demonami, idolami, ogniem i wodą przeciw światłu, które się ukazało. Bóg zaś przestraszył się tego zgromadzonego wojska, bo przecież nie posiadał – mówi Manes – ognia, aby posłużyć się piorunami i błyskawicami, ani wody, aby wywołać kataklizm, ani żelaza, ani żadnej innej broni. Wymyślił więc coś takiego.
Wziął jakąś cząstkę światła, którą wysłał materii jak przynętę na haczyku. Była ona wysunięta do przodu i rozciągała się nad światłem, więc pożarte zostało i pochłonięte to, co On wysłał, tak jak wtedy, gdy ktoś wpada w pułapkę. To właśnie wtedy, jak mówią, Bóg zmuszony został do stworzenia świata. O elementach świata więc nie mówią, że są Jego dziełem, lecz dziełem materii. Bóg dokonał przecież stworzenia chcąc zakończyć bunt materii i spacyfikować byty ogarnięte wojną, i tak stopniowo wyzwolić również światło, które domieszane zostało do materii. O człowieku zaś nie mówią, że został ulepiony przez Boga, lecz przez władcę materii – nazywają go Saklą – a o Ewie, że powstała w taki sam sposób dzięki Sakli i Nebrodowi. Adam został stworzony zwierzokształtnym, a Ewa bezduszna i nieruchoma, natomiast życie i światło przekazała Ewie – jak mówią – męska dziewica, którą nazywają córką światła i określają imieniem Ioel. Ewa zaś odsunęła do Adama zwierzęcość, skutkiem czego została pozbawiona światła. Jako pierwszy złączył się z Ewą Sakla i miał z niej zwierzokształtne dziecko. Mówią, że później znowu z nią spółkował…
Ale przecież także i mnie ktoś mógłby słusznie postawić jakieś zarzuty, że daję radę spisywać takie rzeczy. Z tego powodu, pomijając inne wymysły i brednie, opowiem w skrócie podstawowe zasady tej bezbożnej herezji.
Ci ludzie słońce i księżyc uważają za bogów, raz nazywając go Chrystusem przedstawiają jako wystarczający dowód na to zaćmienie słońca, które dokonało się podczas ukrzyżowania, innym razem zaś mówiąc, że dusze ludzi umierających są okrętami, które przeprowadzają z materii do światła. W ten sposób – mówi Manes – kawałek po kawałku niszczone jest szkodliwe zmieszanie. Mówią zaś, że księżyc powstał przepołowiony, w formie półksiężyca, właśnie przez to ogołocenie ze światła, a świetliste dusze ogałacają materię i zanoszą to światłu, i w ten sposób stopniowo odsuwane jest szkodliwe zmieszanie światła. Kiedy więc cała natura światła zostanie oddzielona od materii, wówczas, jak mówią, Bóg wyda ją na pastwę ognia i uczyni jedną grudką, a wraz z nią dusze, które nie uwierzyły w poglądy Manesa. Diabła natomiast raz nazywają materią, innym razem władcą materii. A małżeństwo, jak twierdzi Manes, jest z ustanowienia diabła. Oskarżają dobroczynność wyświadczaną ubogim, mówiąc, że jest ona kultem materii. Mówią, że Pan nie przyjął ani duszy, ani ciała, lecz wydawał się tylko człowiekiem, chociaż nie posiadał niczego ludzkiego, i zarówno krzyż, jak i cierpienie i śmierć były wrażeniem. Odrzucają zmartwychwstanie ciał jako wymysł. Uznali przecież, że żadna część materii nie zasługuje na zbawienie. Mówią natomiast, że istnieje przechodzenie dusz do następnego ciała, i jedne dusze wpadają w ciała ptaków, inne bydła, dzikich zwierząt lub gadów. Uważają, że wszystkie byty posiadają duszę, zarówno ogień, jaki i woda, powietrze, rośliny i nasiona. Z tego powodu ludzie, którzy noszą u nich imię doskonałych, ani nie łamią chleba, ani nie kroją warzyw, lecz wynoszą się nad ludzi robiących te rzeczy, traktując ich jak oczywistych zabójców, sami jednak jedzą to, co już jest pokrojone i połamane. Posługują się też na różne sposoby zaklęciami, praktykując te swoje cuchnące misteria. Przez to ich nauczanie trudno się zmywa, a także bardzo trudno jest wyrwać uczestnika tych nieczystych orgii spod działania niszczących duszę demonów, które wiążą ich dusze przy pomocy wykonywanych zaklęć.
Ten Manes miał na początku trzech heroldów: Aldana, Thomana i Hermana. Aldana posłał Syryjczykom jako propagatora, a Indom Thomana. Kiedy oni wrócili, opowiadając, że wszędzie doświadczali wielkich rzeczy i że nikt nie oparł się przed przyjęciem nauk Manesa, ten arcyłotr ośmielił się nawet nazwać samego siebie Chrystusem i wziąć imię Ducha Świętego oraz stwierdził, że został posłany zgodnie z obietnicą Zbawcy. Pan zapowiadał przecież, że pośle innego Pocieszyciela[2]. Ustanowił sobie Manes zgodnie z przykładem Pana dwunastu uczniów, udał się do Mezopotamii wycofując się z królestwa Persów. Uczynił bowiem obietnicę, że uleczy jakąś chorobę, na którą zapadł syn królewski, przysporzył mu jednak jeszcze więcej dolegliwości. Ponieważ jednak również stamtąd został wyrzucony jako jawny wróg Boga, znalazł się w Persji, pochwycony został przez króla, doświadczył perskiej zemsty i odarty ze skóry rzucony został psom. Taki był koniec Manesa i takie podstawowe zasady tej bezbożnej herezji. Gdyby zaś ktoś chciał wyłożyć całość wymysłów tego gaduły, potrzebowałby niezliczonej ilości ksiąg. Ze wszech miar przewrotny demon zainspirował tego rodzaju poglądy umysłom bezbożnych ludzi posłużył się tego rodzaju centurionami i trybunami działając przeciw prawdzie. Lecz utkał, żeby powiedzieć na sposób proroka, sieć pajęczą[3]. Z łatwością przecież Władca obalił kłamstwo i zniszczył sektę jego obrońców. Przeciw bezbożności Manesa napisali dzieła najlepsi obrońcy pobożności: Tytus i Diodor[4], z których pierwszy był pasterzem Kościoła Bostrenów, a drugi rybakiem metropolii Cylijczyków. Napisał też Grzegorz z Laodycei, człowiek, który stał na czele herezji Ariusza i obeznany był w naukach filozoficznych. Pisał przeciw nim także Euzebiusz z Fenicji, którego już wcześniej wspominaliśmy[5].
A ja przejdę teraz do rozprawy z następną falangą.
tłum. P.M. Szewczyk
[1] W tekście mowa jest o aiones, czyli o „wiekach”, „pokoleniach”, „eonach”.
[2] Por. J 14,16.
[3] Por. Iz 59,5.
[4] Tytus (zm. ok. 378 r.) był biskup Bostry, stolicji rzymskiej prowincji Arabia Petaea (Skalista) i autorem dzieła „Przeciw manichejczykom”. Diodor z Tarsu (zm. ok. 393 r.), wybitny teolog chrześcijański.
[5] Chodzi o Euzebiusza z Emezy.