Kilka refleksji o budowaniu Kościoła
Wielki Post, a czas rekolekcji parafialnych w sposób szczególny, tak mnie jakoś refleksyjnie nastrajają i rodzą „duszpasterskie” pytania o to, co znaczy „budować Kościół”. W końcu Wielki Post zmierza do Wielkiej Nocy, w której Kościół narodzi się na nowo, wraz z Chrystusem powstanie do życia. Bardzo lubię liturgiczną ilustrację tej prawdy, bo przecież podczas liturgii Wigilii Paschalnej zaczynamy jakby bez Kościoła, poza budynkiem i dopiero stopniowo odsłania się przed nami Kościół: najpierw Światło, potem Słowo, wreszcie Woda prowadząca do Ciała i Krwi. Wielka Noc buduje zatem Kościół. Nic więc chyba dziwnego, że w czasie Wielkiego Postu pytam sam siebie, jak go się buduje.
Jestem głęboko przekonany, że istotą budowania Kościoła jest kształtowanie nowego człowieka na podobieństwo Pana, a ponieważ nowy człowiek – jak Pan – musi być miłością, kształtując go, kształtuje się wspólnotę. Budowanie Kościoła jest zatem przede wszystkim takim formowaniem ludzi, żeby stawali się coraz bardziej braćmi i siostrami. I to chyba dlatego czuję ogromną niechęć wobec przepowiadania, w którym budowanie Kościoła wiąże się z odłączaniem go od świata, od złych ludzi, od wrogów Boga i prawdy. Nie stajemy się bardziej Kościołem przez to, że czujemy się bardziej inni od tych, którzy nie są z nami.
Pismo skierowane w II wieku po Chrystusie przez anonimowego chrześcijanina do niejakiego Diogneta bardzo pięknie mówi o tej bliskości Kościoła wobec „nie-Kościoła”, o głębokim poczuciu związku chrześcijan z niechrześcijanami:
[quote]Chrześcijanie nie różnią się od innych ludzi ani miejscem zamieszkania, ani językiem, ani strojem. Nie mają bowiem własnych miast, nie posługują się jakimś niezwykłym dialektem, ich sposób życia nie odznacza się niczym szczególnym. (…) Mieszkają w miastach helleńskich i barbarzyńskich, jak komu wypadło, stosują się do miejscowych zwyczajów w ubraniu, jedzeniu, sposobie życia…[/quote]
Zagubienie tej postawy uważam za bardzo szkodliwe dla Ewangelii, bo jej przeznaczeniem nie jest stworzenie jakiejś grupy społecznej, która zgodnie z dawnymi i powszechnymi zasadami będzie walczyła o swoje, umacniała się liczebnie i ekonomicznie, konkurowała z innymi. Nie mam „satysfakcji kościelnej” z sukcesu zgromadzenia większej ilości ludzi w kościele niż Świadkowie Jehowy w Sali Królestwa, muzułmanie w meczecie czy eseldowcy na zgromadzeniu partyjnym. Chyba nie o to chodzi, żeby Kościół stał się grupą społeczną czy religijną jak inne grupy społeczne i religijne. Kościół jest czymś innym. Chrześcijan nie łączy to, co scala ludzi w grupy… nie miejsce zamieszkania, nie język, nie kultura…
Czym zatem jest budowanie Kościoła?
[quote] Chrześcijanie samym swoim postępowaniem – pisze dalej nieznany z imienia chrześcijanin do pogańskiego przyjaciela – uzewnętrzniają owe przedziwne i wręcz paradoksalne prawa, jakimi się rządzą.[/quote]
„Przedziwne i paradoksalne prawa”, które w jakiś bardzo delikatny sposób ukazują się w życiu chrześcijan budują Kościół nie oddzielając chrześcijan od ich sąsiadów, nie wyłączając ich z życia ich miast i grup społecznych, w których się znaleźli. Co to zatem za prawa, których szerzenie i umacnianie buduje Kościół?
[quote]Mieszkają każdy we własnej ojczyźnie, lecz niby obcy przybysze. Podejmują wszystkie obowiązki jak obywatele i znoszą wszystkie ciężary jak cudzoziemcy. Każda ziemia obca jest im ojczyzną i każda ojczyzna ziemią obcą. Żenią się jak wszyscy i mają dzieci, lecz nie porzucają nowonarodzonych. Wszyscy dzielą jeden stół, lecz nie jedno łoże. Są w ciele, lecz żyją nie według ciała. Przebywają na ziemi, lecz są obywatelami nieba.[/quote]
Tu chyba jest sedno natury Kościoła: jego serce bije poza tym światem, wykracza poza doczesność. Budowanie go jest zatem przenoszeniem ziemian do nieba. A niebo żyje inaczej niż ziemia. W Królestwie Boga wszystko jest jak On sam, jest darem. Człowiek, w którym widać życie nieba, ma w sobie „to coś”, co czyni go naprawdę innym przez zdumiewającą łagodność, otwartość, miłosierdzie.
Biskup Ignacy, którego Rzymianie zabrali w II wieku po Chr. z jego biskupiej stolicy w Antiochii i prowadzili do Wiecznego Miasta, by go zabić na arenie, budował Kościół pisząc listy do spotkanych po drodze Kościołów. Napisał także list do kolegi biskupa, troszczącego się o Kościół w Smyrnie, Polikarpa, w którym padają słowa:
[quote]Dbaj o jedność, gdyż od niej nie ma nic lepszego. Wszystkich dźwigaj, jak i ciebie Pan dźwiga. Wszystkich znoś w miłości, co zresztą czynisz. Nieustannie znajduj czas na modlitwę: proś o mądrość większą od tej, którą posiadasz, a duch twój niech czuwa bez chwili spoczynku. Mów z każdym z osobna naśladując obyczaje Boże. Noś słabość wszystkich niby zawodnik doskonały.[/quote]
To jest Kościół: ludzie, którzy traktują ludzi nie po ludzku, ale tak jak Bóg traktuje człowieka. Kościół ma być Bogiem w ludzkim ciele. Oczywiście, że trudno jest być jak Bóg pośród świata, który przyjął inne zasady. Dlatego Ignacy zachęca Polikarpa: „Trwaj niezłomnie jak kowadło pod ciosami młota”. I zapewnia go: „Czasy obecne, by znaleźć Boga, potrzebują ciebie nie mniej niż sternicy wiatrów, a statek w czasie burzy portu dogodnego”. Lubię to zdanie bardzo. Takiego Kościoła i takich chrześcijan świat potrzebuje: podobnych do Boga.
Dlatego wydaje mi się, że budowanie Kościoła to robienie wszystkiego: od przekazywania nauki do wtajemniczania w misteria, by kształtować ludzi na podobieństwo Jezusa, by chrześcijanie byli tacy, jak ich opisuje nasz tajemniczy autor z II wieku w liście do Diogneta:
[quote]Kochają wszystkich ludzi, a wszyscy ich prześladują. Są nierozumiani i potępiani, ale skazani na śmierć odnajdują życie. Są ubodzy, a wzbogacają wielu. Wszystkiego im nie dostaje, a opływają we wszystko. Pogardzają nimi, a oni w pogardzie znajdują chwałę. (…) Ubliżają im, a oni błogosławią. Obrażają ich, a oni wszystkim okazują szacunek.[/quote]
Oczywiście, że budowanie Kościoła to także walka z błędami takich czy innych religii, filozofii czy ideologii. Oczywiście, że budowanie Kościoła to troska o jego materialną egzystencję. Jednak budowanie Kościoła to przede wszystkim troska o wzrost ludzi w duchu Chrystusa, w takim sposobie istnienia, który On nam pokazał. A On, będąc tak innym niż wszyscy, był bratem każdego. Trudna to sztuka, ale Kościół musi umieć być inny od świata i równocześnie rozmiłowany w nim do szaleństwa, gotowy oddać za niego życie. Jeśli chrześcijanie nie miłują nie tylko pozostałych chrześcijan, ale także wszystkich nie-chrześcian (włączając w tę grupę najbardziej przewrotnych, złych, zdemoralizowanych i bezbożnych ateistów) aż do gotowości oddania za nich życia, jeszcze nie są tym, czym mają być. Budować Kościół znaczy zatem zabiegać o to, byśmy tacy się właśnie stawali. Tak mi się przynajmniej wydaje.
ks. Przemysław M. Szewczyk
Dziękuje, świetny tekst. Beata