Augustyn, Mowa o miłości Boga i miłości świata
1. Dwie miłości ścierają się ze sobą w każdej próbie, której doświadczamy w tym życiu: miłość do świata i miłość do Boga; i która z tych dwóch zwycięży, tam niczym ciężar ściąga miłującego. Przecież nie na skrzydłach czy na nogach przychodzimy do Boga, ale przez pragnienia. I znowu tkwimy na ziemi nie przez jakieś cielesne kajdany i więzy, ale przez przeciwne tamtym pragnienia. Chrystus przyszedł po to, by odmienić miłość i człowieka z miłośnika spraw ziemskich uczynić miłośnikiem życia niebiańskiego. Ze względu na nas stał się człowiekiem ten, który nas uczynił ludźmi. Bóg przez przyjęcie naszej natury stał się człowiekiem, aby ludzi uczynić bogami. To jest zaproponowany nam bój, to ta walka z ciałem ta walka z diabłem, ta walka ze światem. Lecz trzeba nam mieć wiarę, ponieważ ten, który wypowiedział tego rodzaju bitwę, nie patrzy tylko nie udzielając swojej pomocy i nie zachęca nas, abyśmy ufali we własne siły. Kto bowiem ufa we własne siły, ponieważ – co oczywiste – jest człowiekiem, ufa w siły ludzkie, a „przeklęty jest każdy, kto swoją ufność pokłada w człowieku” (Jr 17,5). Męczennicy rozpaleni ogniem tej świętej i szlachetnej miłości spalili nawet siano swojego ciała w mocy umysłu, a sami, nienaruszeni w duchu dotarli do Tego, przez którego zostali rozpaleni. Taka jednak cześć będzie też udzielona zlekceważonemu ciału, która mu się należy w dniu zmartwychwstania umarłych. Bowiem zasiewa się w zniszczalnym, aby powstało w chwale.
2. Do rozpalonych tą miłością albo też do tych, których pragnie rozpalić, mówi te słowa: „Kto miłuje ojca swojego lub matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien; i kto nie weźmie swojego krzyża i nie pójdzie za mną, nie jest mnie godzien” (Mt 10,37-38). Nie zniósł miłości do rodziców, żony czy dzieci, ale uporządkował. Nie powiedział: „Kto miłuje…”, ale „Kto miłuje bardziej niż mnie…”. To oznaczają słowa Kościoła w Pieśni nad pieśniami: „Uporządkował we mnie miłość” (Pnp 2,4; przekład BT brzmi inaczej: „Sztandarem jego nade mną jest miłość”). Kochaj ojca, ale nie bardziej niż Pana. Kochaj rodzica, ale nie bardziej niż Stwórcę. Ojciec zrodził, ale nie on utworzył, bowiem nie wiedział, gdy zasiewał, kto ani jaki człowiek mu się urodzi. Ojciec wykarmił, ale ojciec nie ze swojego załatwiał chleb dla głodnego. Wreszcie, cokolwiek dla ciebie ojciec zachował na ziemi, abyś to otrzymał po nim, odszedł i przez swoją śmierć uczynił miejsce dla twojego życia. Ojciec Bóg natomiast to, co dla ciebie zachowuje, zachowuje wraz z sobą samym, abyś posiadał dziedzictwo wraz z Ojcem i abyś nie oczekiwał na Jego odejścia jako następca, ale abyś miał udział w Tym, który pozostanie na zawsze i zawsze w Nim sam pozostawał. Kochaj więc ojca, ale nie bardziej niż twojego Boga. Kochaj twoją matkę, ale nie bardziej niż Kościół, który zrodził cię do życia wiecznego. Na podstawie miłości do swoich rodziców oceń, jak bardzo powinieneś miłować Boga i Kościół. Jeśli tak bardzo godni miłości są ci, którzy zrodzili śmiertelnika, jak wielką miłością powinni zostać obdarzeni ci, którzy zrodzili wędrowca w stronę wieczności, człowieka trwającego na wieki? Kochaj żonę, kochaj dzieci zgodnie z nakazem Boga, abyś zatroszczył się o ich drogę ku Bogu zabierając ich z sobą: gdy z Nim będziecie złączony, nie będziesz obawiał się żadnego rozstania. Zatem nie powinieneś miłować bardziej niż Boga tych, których i tak źle miłujesz, jeśli zaniedbałbyś prowadzenia ich do Boga. Może nadejdzie godzina świadczenia przez śmierć. Ty chcesz przyznać się do Chrystusa. Po wyznaniu otrzymasz może doczesną karę, otrzymasz doczesną śmierć. Ojciec, żona lub syn będą namawiają cię, abyś nie umarł, i przez tą zachętę sprawią, że umrzesz. Żeby nie sprawili tego, niech wtedy przyjdzie ci na myśl słowo: „Kto miłuje ojca, matkę, żonę lub dzieci bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien”.
3. Lecz cielesne przywiązanie do swoich skłania człowieka ku namawiającym i w ten sposób ludzka słabość upada. Zaciągnij fałdy przemijającego odzienia, przepasz je cnotą. Dręczy cię umiłowanie ciała? Weź swój krzyż i idź za Panem. Przecież sam Zbawca, chociaż jest Bogiem w ciele, chociaż jest Bogiem z ciałem, ukazał ci jednak ludzką namiętność, gdy powiedział: „Ojcze, jeśli możliwe, niech mnie ominie ten kielich” (Mt 26,39). Wiedział, że ten kielich nie może Go ominąć, że przyszedł, aby go wypić. Miał wypić ten kielich z własnej woli, a nie z konieczności. Był wszechmocny: gdyby chciał, na pewno by Go ominął, ponieważ był z Ojcem i On i Bóg Ojciec byli jednym Bogiem. Lecz od postaci sługi, od tego, co przyjął od ciebie i ze względu na ciebie, wydał głos ludzki, głos ciała. Zechciał ciebie przemienić w siebie, abyś od Niego usłyszał słowa słabości i abyś w Nim posiadł moc. Ukazał obecność woli, która także w tobie może być sprawdzana, i następnie pouczył, którą wolę nad którą powinieneś przenosić. „Ojcze – mówi – jeśli to może się stać, niech mnie ominie ten kielich”. To jest wola ludzka: noszę człowieka, od postaci sługi wypowiadam słowa. „Ojcze, jeśli to się może stać, niech ominie ten kielich”. To jest głos ciała, nie ducha, głos słabości, nie boskości. „Jeśli to się może stać, niech ominie ten kielich”. To jest ta wola, o której także do Piotra powiedział: „Gdy się zestarzejesz, ktoś inny cię przepasze, weźmie i poprowadzi tam, gdzie ty nie chcesz” (J 21,18). Jak zatem męczennicy odnieśli zwycięstwo? Ponieważ przedłożyli ponad wolę ciała wolę ducha. Miłowali to życie i złożyli je. Na tej podstawie nauczyli się jak bardzo zasługuje na miłość życie wieczne, skoro tak miłowane jest to przemijające. Mający umrzeć nie chce umierać, a jednak będzie musiał umrzeć, chociażby cały czas nie chciał umrzeć. Nic nie zrobisz z tym, że nie chcesz umrzeć, nic nie zadziałasz, nic nie wskórasz. Nie masz żadnej możliwości, żeby usunąć konieczność śmierci. To, czego się boisz, przyjdzie, choćbyś nie chciał. To, co od siebie odsuwasz, przybliży się, choćbyś się wzbraniał. Bronisz się przed śmiercią, aby ją odsunąć, a może żeby oddalić zupełnie? Jeśli więc w ludziach, którzy miłują ten świat, jest tak wiele troski o to, by odsunąć śmierć, to o ile bardziej należy się trudzić, żeby ją zupełnie oddalić? Z pewnością nie chcesz umrzeć. Odmień miłość i zobaczysz śmierć, ale nie tę, która przyjdzie, chociaż nie chcesz, ale tę, której – jeśli zechcesz – nie będzie.
4. Zobacz więc, czy już miłość w twoim sercu trochę się ocknęła, czy wystrzeliła iskrą z popiołu ciała, czy rozpaliła coś mocnego w twoim sercu, czego nie tylko nie zgasi wiatr próby, ale nawet mocniej rozpali… Zobacz, czy nie płoniesz jak słoma, którą zgasisz jednym lekkim dmuchnięciem, czy też płoniesz jak dąb, jak węgiel, aby dmuchnięcie bardziej cię rozpaliło… Zobacz dwie śmierci: jedną doczesną, tę pierwszą, a drugą wieczną, tę drugą. Pierwsza śmierć przygotowana jest dla wszystkich, druga jest tylko dla złych, bezbożnych, niewiernych, bluźnierców i co tam jeszcze jest przeciwne zdrowej nauce. Przyjrzyj się, połóż przed sobą te dwie śmierci. Jeśli to jest możliwe, nie chcesz doświadczyć obydwu. Wiem, że kochasz życie, nie chcesz umierać. Zechciej tak przejść z tego życia do innego, abyś nie powstał jako umarły, ale jako żywy odmienił się ku lepszemu. Jeśli zechcesz, ludzkie pragnienie to właśnie posiada, sama dusza – nie wiem w jaki sposób – ma to w swojej woli i pożądaniu, ponieważ miłując życie, nienawidzi śmierci, i ponieważ nie pała nienawiścią do swojego ciała i nie chce, by przyszło na nie to, czego nienawidzi. „Nikt przecież nie ma w nienawiści własnego ciała” (Ef 5,29). To pragnienie ukazał Apostoł, gdy mówi: „Mamy mieszkanie od Boga, dom uczyniony nie ręką ludzką, ale wieczny w niebie. Ku temu przeto wzdychamy, pragnąc wdziać na siebie nasze mieszkanie, które jest z nieba, w którym nie chcemy – mówi – być nadzy, ale odziani, aby to, co śmiertelne, zostało pochłonięte przez życie” (2 Kor 5,1-3). Nie chcesz być ogołocony: ale musisz zostać ogołocony. Trzeba jednak, żebyś tak działał, byś ogołocony przez śmierć z ziemskiego odzienia okazał się odziany w pancerz wiary. To bowiem dodaje: „Jeśli tylko okażemy się odziani, a nie nadzy” (2 Kor 5,4). Bowiem pierwsza śmierć jest ogołoceniem ciebie z ciała, które na jakiś czas musi być usunięte i w swoim czasie przyjęte na nowo. Nie tego chcesz, czy nie. Nie dlatego przecież powstaniesz, że tego chcesz, tak że gdybyś nie chciał, to nie powstaniesz, albo że jeśli nie wierzysz w zmartwychwstanie, to z tego powodu miałbyś nie powstać. Trzeba więc, abyś raczej tak działał, jak ktoś, kto ma zmartwychwstać, chcesz czy nie chcesz i tak powstaniesz, aby mieć to, czego pragniesz. Przecież sam Pan Jezus powiedział: „Nadchodzi godzina, kiedy wszyscy, którzy są w grobach, usłyszą jego głos i przystąpią – czy są dobrzy, czy źli – wszyscy, którzy są w grobach, usłyszą jego głos i przystąpią” i uwolnieni będą z ukrycia. Żadne stworzenie nie pozostanie martwe na głos żywego Stwórcy. „Wszyscy – mówi – którzy są w grobach, usłyszą jego głos i przystąpią”. To, że powiedział: „wszyscy”, sprawia jakby zamieszanie i przemieszanie. Ale posłuchaj o rozróżnieniu, posłuchaj także o rozdzieleniu: „ci, którzy czynili – mówi – dobro, na zmartwychwstanie życia; ci, którzy dopuszczali się zła, na zmartwychwstanie sądu” (J 5,28-29). Ten sąd, pod który będą musieli być poddani zmartwychwstający bezbożni, nazywany jest drugą śmiercią. Dlaczego więc, chrześcijaninie, boisz się tej pierwszej śmierci? Przyjdzie, mimo że jej unikasz, przystąpi, chociaż się wykręcasz. Wykupisz się z pewnością z rąk barbarzyńców, abyś nie został zabity; wykupisz się za wielką cenę, nie oszczędzając żadnej swojej rzeczy, nawet swoich synów ogołocisz; i wykupiony na drugi dzień umrzesz. Z rąk diabła powinieneś się wykupić, który cię razem z sobą ciągnie na drugą śmierć, gdzie bezbożni postawieni po lewej stronie usłyszą: „Idźcie, przeklęci, w wieczny ogień, który jest przygotowany diabłu i jego aniołom” (Mt 25,41). Trzeba, byś wykupił się od tej drugiej śmierci. Zapytasz: Jak? Nie szukaj kozłów ani byków, nie dyskutuj ze swoim skarbcem i nie mów w sercu: obym miał pieniądze, by wykupić się z rąk barbarzyńców… Aby się wykupić od drugiej śmierci, miej sprawiedliwość! Może być tak, że ten barbarzyńca najpierw zabierze ci pieniądze, a potem poprowadzi jako jeńca, że nie będziesz miał czym się wykupić: wtedy całe twoje mienie, które posiadasz, będzie w tobie. Jako pokonany nie utracisz sprawiedliwości, pozostanie ona w wewnętrznym skarbcu serca. Ją trzymaj, ją posiadaj, dzięki niej wykupisz się od drugiej śmierci. Jeśli jej nie chcesz, nie będzie jej, ponieważ jeśli tylko zechcesz, będziesz miał to, czym wykupisz się od tej śmierci. Wola otrzymuje sprawiedliwość od Pana i pije ją jakby ze swojego źródła. Nikomu nie jest wzbroniony przystęp do tego źródła, jeśli przystępuje godnie. Zobacz wreszcie na wsparcie, którego ci udzielono. Z rąk barbarzyńcy wykupuje cię twoje srebro, od pierwszej śmierci wykupują cię twoje pieniądze. Od drugiej śmierci wykupuje cię krew twojego Pana. On miał krew, przez którą nas wykupił, i w tym celu przyjął krew, aby mieć co wylać dla naszego wykupienia. Krew twojego Pana – jeśli chcesz – dana została za ciebie. Jeśli byś nie chciał, żeby tak było, nie jest dana za ciebie. Może jednak mówisz: ‘Mój Bóg miał krew, dzięki której mnie wykupił, ale gdy był umęczony, całą oddał… Co Mu pozostało, aby dać także za mnie?’ To jest coś wielkiego, ponieważ raz dał i równocześnie dał za wszystkich. Krew Chrystusa dla ludzi, którzy tego chcą, jest ratunkiem, dla tych, którzy nie chcą, karą. Dlaczego więc wątpisz, ty, który nie chcesz umrzeć, że wyzwolony jesteś od drugiej śmierci? Jesteś nią wyzwolony, jeśli chcesz wziąć swój krzyż i iść za Panem, ponieważ On wziął swój krzyż i szukał sługi.
5. Czy nie zachęciłem was wszystkich, którzy tak miłujecie doczesne życie, bracia moi, do umiłowania życia wiecznego? Ileż to ludzie czynią, żeby przeżyć kilka dni? Kto zdołałby policzyć wysiłki i starania wszystkich ludzi, którzy chcą żyć, a którzy zaraz potem umierają? Ile czynią dla tych kilku dni? Czy coś takiego robimy dla życia wiecznego? Co robimy – powiem to raz jeszcze – dla tych kilku dni i to spędzonych na ziemi? Mówię o kilku dniach, nawet jeśli ocalony dożyje starości. Mówię o kilku dniach, nawet jeśli wyzwolony sługa stałby się zgrzybiałym starcem. Nie chodzi mi o to, że dziś ocalony, jutro być może umrze… Ilość tych dni jest niepewna… Ile ludzie czynią dla tych kilku niepewnych dni? Jak się o nie martwią?! Jeśli ze względu na chorobę ciała wpadają w ręce lekarza, rozpaczliwie wypatrują zdrowia na podstawie każdego znaku i objawów. A jeśli je obiecuje jakiś lekarz, który byłby w stanie tego desperata od choroby uwolnić, to czego mu nie obiecają! Ile się daje za rzecz niepewną! Aby trochę pożyć, oddaje się wszystkie środki do życia. Rzeczywiście, gdy ktoś wpadnie w ręce wroga lub bandyty, aby nie został zabity, aby go wykupić, biegną nawet synowie, jeśli to ojciec zostałby złapany, i poświęcą to, co miał im zostawić w spadku, aby zapłacić okup i móc zabrać go ze sobą. Ile starań, ile modlitw, ile starań! Kto to wszystko wyliczy? Jednak chcę powiedzieć o czymś straszniejszym i bardziej niewiarygodnym tak długo, jak długo się nie wydarzy. Oto bowiem, co mówię: ludzie dają pieniądze, aby żyć, a od niczego się nie uwalniają. Trudzą się, aby kilka dni i to niepewnych pożyć trochę w strachu. Ileż poświęcają? Ile oddają? Biada rodzajowi ludzkiemu! Powiedziałem, że aby żyć, poświęcają środki do życia. Posłuchajcie, co jest jeszcze gorsze, jeszcze poważniejsze, jeszcze bardziej przerażające i – jak powiedziałem – niewiarygodne tak długo, jak się nie wydarzy. Aby wolno im było trochę pożyć, oddają także to, dzięki czemu mogliby żyć zawsze. Posłuchajcie, co powiedziałem, i zrozumcie. Dotąd bowiem jest niejasne… Chociaż jednak porusza wielu, przed którymi Pan już otworzył to, co było niejasne. Zostawcie tych, którzy oddają i tracą środki do życia, aby pozwolono im trochę pożyć. Przyjrzyjcie się tym, którzy tracą także to, dzięki czemu mogą żyć zawsze, aby wolno im było trochę pożyć. Co mam na myśli? Nazywa się to wiarą, nazywa się pobożnością. Te sprawy są jak pieniądze, którymi kupuje się życie wieczne. Przyjdzie nie wiadomo skąd przerażający wróg i nie powie ci: „daj mi swoje pieniądze, abyś przeżył”, ale powie ci: „wyrzeknij się Chrystusa, abyś żył”. Jeśli to uczynisz, aby pozwolił ci trochę pożyć, utracisz to, dzięki czemu możesz żyć zawsze. Człowieku, który przestraszyłeś się śmierci, czy to znaczy miłować życie? Dobry człowieku, dlaczego przestraszyłeś się śmierci, jeśli nie przez miłość do życia?! Chrystus jest życiem. Dlaczego sięgnąłeś po życie krótkie? Żeby stracić to pewne? A może nie straciłeś wiary, ale nie miałeś tego, co tracisz? Trzymaj więc to, przez co żyjesz zawsze. Zwróć uwagę na swojego bliskiego, ile czyni, aby trochę pożyć. Zwróć uwagę także na tego, który wyparł się Chrystusa, jakie zło uczynił ze względu na kilka dni życia. A ty nie chcesz wzgardzić tymi kilkoma dniami życia, aby nie umrzeć już nigdy, aby żyć w wiecznie trwającym dniu, chroniony przez twojego Odkupiciela i zrównany w wiecznym królestwie z aniołami? Co umiłowałeś? Co straciłeś? Nie wziąłeś swojego krzyża, aby iść za Panem.
6. Zobacz, jak bardzo chce, żebyś był rozważny, ten, który ci mówi: „Weź swój krzyż i idź za mną. Kto zachowa – mówi – swoją duszę, ten ją straci; a kto ją straci ze względu na mnie, zachowa ją” (Mt 10,38-39). Kto zachowa, straci ją, a kto straci, zachowa. Abyś stracił, najpierw musisz zachować, a gdy stracisz, ostatecznie znowu ją zachowasz. Są dwa rodzaje zachowania własnej duszy, a między nimi przechodzi jedna strata. Nikt nie może stracić swojej duszy ze względu na Chrystusa, jeśli jej wcześniej nie zachowa i nikt nie może zachować swojej duszy w Chrystusie, jeśli jej wcześniej nie straci. Zachowaj, aby stracić, strać, aby zachować. W jaki sposób masz ją najpierw znaleźć, abyś miał co stracić? Kiedy rozmyślasz o sobie, jako o po części śmiertelnym, i kiedy rozmyślasz o Tym, który cię uczynił i stworzył przez tchnienie w ciebie duszy, zobaczysz, że Jemu jesteś winien duszę, bo On ją dał. Powinieneś oddać duszę temu, który jej użyczył. Winna być zachowana dla tego, który ją ustanowił. W ten sposób zachowałeś duszę swoją, zachowując ją w wierze. Uwierzyłeś bowiem w to i zachowałeś swoją duszę. Zanim uwierzyłeś, byłeś człowiekiem, który miał zginąć. Zachowałeś swoją duszę: śmiertelny bowiem byłeś w niewierności, ożywiony zostałeś w wierze. Bądź takim człowiekiem, żeby można było powiedzieć o tobie: „Był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się” (Łk 15,32). Zachowałeś więc swoją duszę w wierze w prawdę, jeśli zostałeś przywrócony do życia ze śmierci niewierności. To znaczy: „zachowałeś swoją duszę”. Strać ją teraz, a twoja dusza będzie dla ciebie nasieniem. Także rolnik przecież młócąc i przewiewając zachowuje pszenicę, a następnie traci pszenicę zasiewając ją. Zachowane jest na polu to, co ginie podczas zasiewu. Ginie podczas zasiewu, co zachowane będzie w dniu żniwa. „Kto więc zachowa swoją duszę, straci ją”. Człowiek, który trudzi się przy zbiorach, czemu jest leniwy podczas siewu?
7. Zobacz jednak, gdzie znajdziesz duszę i dlaczego ją stracisz. Gdzie ją znajdziesz, jeśli nie zajaśnieje ci światło zapalone przez tego, do którego powiedziano: „Ty zapalasz moją pochodnię, Panie” (Ps 17,29)? Już więc ją znalazłeś, skoro On zapalił ci pochodnię. Zobacz, dlaczego stracisz. Nie musisz tracić bez sensu tego, co tak pilnie było zachowywane. Nie mówi: „Kto ją straci, znajdzie ją”, ale: „Kto straci ją ze względu na mnie”. Gdy dojrzysz na brzegu ciało kupca, który zginął podczas zatonięcia statku, ulitujesz się, zapłaczesz i powiesz: „Biedny człowiek! Stracił swoją duszę ze względu na złoto”. Słusznie lamentujesz, słusznie się litujesz. Usłuż płaczem człowiekowi, któremu możesz przynieść pomocy. Z powodu złota mógł stracić swoją duszę, z powodu złota jednak nie będzie mógł jej znaleźć. Zdolny był wyrządzić szkodę swojej duszy, mniej zdolny okazał się w działaniu na jej korzyść. Należy zastanowić się nie nad tym, co stracił, ale dlaczego stracił. Jeśli z powodu chciwości: oto gdzie teraz leży ciało… Gdzie jest to, co było cenne? A przecież chciwość wydawała mu rozkazy i z powodu złota zginęła dusza. Natomiast z powodu Chrystusa dusza nie ginie i nie mogłaby zginąć. Głupcze, nie miej wątpliwości, ale posłuchaj rady Stwórcy. On tak cię utworzył, byś wiedział, On, który cię uczynił jeszcze zanim stałeś się człowiekiem mającym wiedzę. Słuchaj, nie wahaj się stracić duszę ze względu na Chrystusa. Wiernemu Stwórcy oddaj to, co – jak mówią – tracisz. Ty co prawda tracisz, ale On podtrzymuje, On niczego nie traci. Jeśli kochasz życie, strać, abyś zachował, ponieważ gdy będziesz zachowany, już nie będzie czego tracić, nie będzie powodu do straty. Zachowane bowiem będzie to życie, które zachowane jest, aby nic nie mogło zginąć. Dlatego też i Chrystus, który rodząc się, umierając i zmartwychwstając dla ciebie, dał przykład: „Powstały z martwych już nie umiera i śmierć nie ma nad Nim żadnej władzy” (Rz 6,9).
Augustyn, Mowa 344