Artykuły patrystyczne

Starożytny katechumenat

Katechumenat jest jedną z najważniejszych instytucji Kościoła, gdyż stanowi bramę, przez którą człowiek wprowadzany jest do społeczności uczniów i wyznawców Chrystusa. Nic więc dziwnego, że od samego początku swojego istnienia Kościół próbował zaproponować konkretną „metodę” tym, którzy rozpoznawali w sobie wezwanie Pana i chcieli włączyć się w życie w Chrystusie. Przyjrzyjmy się zatem krótko, jak wyglądał katechumenat w pierwszych wiekach chrześcijaństwa.

Świadectwa nowotestamentalne ukazują nam Kościół, który przyjmuje nowych wyznawców ze zdumiewającą wprost łatwością. Etiop, dworzanin królowej Kandaki otrzymał z rąk Filipa chrzest właściwie po jednej katechezie (zob. Dz 8), podobnie jak setnik Korneliusz, którego Piotr ochrzcił wraz z całym domem już podczas swojej pierwszej wizyty u niego (zob. Dz 10). Po tym drugim wydarzeniu Apostoł jednak musiał się tłumaczyć wobec wspólnoty jerozolimskiej, dlaczego tak postąpił, z czego można wnioskować, że od początku Kościół stawiał sobie pytanie, jak przyjmować w swoje szeregi nowych wyznawców. Oprócz wiary w Jezusa Chrystusa oczekuje się przecież od chrześcijanina pewnych postaw i zachowań, które kandydat musi poznać i przyswoić sobie najlepiej w tym momencie, gdy staje się chrześcijaninem. Nic więc dziwnego, że wraz z rozwojem Kościoła kształtuje się instytucja katechumenatu, czyli „szkoły przedchrzcielnej”.

Katechumen, co trzeba wyraźnie zaznaczyć, traktowany był już jako chrześcijanin. Synod w Elwirze (306 rok) sformułował następujący kanon: „Jeśli w chorobie poganin prosi o nałożenie rąk, a życie jego było godne, można włożyć na niego ręce, aby stał się chrześcijaninem” (kanon 39). Nie ma w nim mowy o chrzcie, ale o nałożeniu rąk, które czynił poganina chrześcijaninem. Pragnienie dołączenia do Kościoła oznaczało przecież, że człowiek nosił w sercu wiarę w Jezusa, i już od tego momentu, gdy dzięki łasce Bożej nawiązała się jakaś tajemna więź między człowiekiem a Chrystusem, rozpoczynało się jego życie chrześcijańskie. Chrzest, który oznacza zanurzenie w Chrystusie, zjednoczenie z Nim i napełnienie Jego Duchem, z tej perspektywy nie był punktem wyjścia, lecz dojścia. Natomiast chrześcijaninem czyniła człowieka wiara w Jezusa, co Kościół uznawał również przez zewnętrzny znak nałożenia rąk na człowieka, który pragnął być chrześcijaninem. Przyjmował go wówczas do grona uczniów Chrystusa i otwierał przed nim drogę do chrztu. Chrześcijanin mógł pozostawać katechumenem, nieochrzczonym uczniem Jezusa przez długie lata, gdyż inna niż obecnie była praktyka dopuszczania do chrztu. Nie tylko Konstantyn Wielki był wieloletnim katechumenem, który chrzest przyjął dopiero na łożu śmierci. Katechumenami przez swoje młode lata pozostawali późniejsi wielcy biskupi Kościoła: Ambroży z Mediolanu, Augustyn z Hippony, Jan Chryzostom, Bazyli Wielki, Grzegorz z Nazjanzu.

Imię „katechumen”, którym posługiwano się na określenie nieochrzczonego chrześcijanina, najlepiej oddaje istotę tego czasu i etapu na drodze wiary. Słowo to pochodzi od greckiego czasownika „katecheo” oznaczającego „rozbrzmiewać”, „brzmieć w uszach”, „uczyć żywym głosem”. Chodziło zatem o czas, w którym pobudzony do wiary człowiek przebywał z Kościołem i słuchał jego głosu. Katechumen nie był zatem dopuszczony do misteriów, do działania Kościoła (dziś powiedzielibyśmy: do sakramentów), ale zanurzony był w Słowo dane Kościołowi, które w nim żyje i jest słyszane. W pewnym sensie słuchając Słowa i poddając się jego działaniu dojrzewał, by stało się ono w nim ciałem. W praktyce oznaczało to, że katechumeni uczestniczyli w liturgii Kościoła tylko do homilii. Gdy podczas liturgicznego zgromadzenia Kościoła przystępowano do sprawowania misteriów, katechumeni, ale także ochrzczeni pozbawieni jedności ze wspólnotą, opuszczali kościół.

Jak długo trwał katechumenat? W zależności od potrzeby. Wspomniany już Konstantyn Wielki katechumenem pozostał do końca życia. Formułowane podczas starożytnych synodów kanony kościelne nie stawiały nigdy górnej granicy czasu przygotowania do chrztu, a jedynie wyznaczały jego minimum. Synod w Elwirze z 306 roku stwierdza: „Ci, którzy przystępują dopiero do wiary, jeśli mają dobre obyczaje, mogą być ochrzczeni po dwóch latach, chyba że z powodu choroby trzeba by było szybciej przyjść z pomocą znajdującymi się w niebezpieczeństwie lub proszącemu o łaskę” (kanon 42). Ten sam synod nakazuje jednak, że: „Kapłani, którzy są katechumenami, mogą zostać ochrzczeni po trzech latach od zaniechania składania ofiar” (kanon 4) oraz że: „Jeśli katechumenka opuszczona przez katechumena wyjdzie za mąż, może przystąpić do chrztu po pięciu latach” (kanon 10/11). Jak zatem widać, w katechumenacie nie chodziło o odbycie kilkuletniego szkolenia, ale o danie czasu koniecznego do umocnienia w wierze i w obyczajach chrześcijańskich. Jeden tego czasu będzie potrzebował więcej, drugi mniej. Dwa lata było niezbędnym minimum, ale ostateczną miarą nadejścia odpowiedniego momentu do chrztu, było „posiadanie dobrych obyczajów”. Odłożenie chrztu na trzy lata w przypadku pogańskich kapłanów oraz na pięć lat w przypadku ponownego małżeństwa, wskazuje, że w dziedzinie moralności szczególną uwagę kierowano na sprawy małżeńskie i religijne.

Kiedy dla katechumena nadszedł czas przyjęcia chrztu, rozpoczynał bezpośrednie przygotowanie do przyjęcia sakramentu. Ponieważ chrzczono w noc paschalną, ten drugi okres katechumenatu obejmował czas Wielkiego Postu, w którym cały Kościół przygotowywał się do ponownego przeżycia Zmartwychwstania Pańskiego. Katechumen po zapisaniu się na początku Wielkiego Postu na listę kandydatów do chrztu otrzymywał nowe imię: wybrany, lub po grecku: fotidzomenos czyli mający być oświeconym. W katechezie wygłoszonej do katechumenów rozpoczynających bezpośrednie przygotowanie do chrztu Cyryl, biskup Jerozolimy wypowiedział następujące słowa:

[quote]Już wieje na was, oświecani, zapach szczęścia. Już zbieracie duchowe kwiaty, by uwić z nich niebieskie wieńce. Już rozeszła się miła woń Ducha Świętego. Już stoicie w przedsionku królewskiego pałacu. Was tam wprowadził król! Pojawiły się na drzewach kwiaty. Oby dojrzały owoce! Już zapisano wasze imiona, już was powołano do służby wojskowej…
Cyryl Jerozolimski, Katechezy chrzcielne I,1)[/quote]

Od tego momentu katechumenat koncentrował się na przygotowaniu chrześcijanina do sakramentu chrztu. Czas ten miał za zadanie otworzyć jego serce i uczynić je gotowym do przyjęcia przez misterium sprawowane podczas Nocy Paschalnej daru Ducha Świętego, nowego życia, które płynie z krzyża Jezusa Chrystusa. Potrzeba zatem odpowiedniej postawy serca: szarości wolnej od próżnej ciekawości i autentycznego zaangażowania wewnętrznego podczas sprawowanych obrzędów, uwagi i skupienia podczas nauk, pobożnego życia i – przede wszystkim – dobrej woli. We wstępnej katechezie do mających przyjąć oświecenie chrzcielne Cyryl Jerozolimski zaznacza, że chrztu nie można powtórzyć, dlatego ze wszystkich sił trzeba zadbać, by przeżyć ten moment dobrze i owocnie. Może się bowiem zdarzyć, że katechumena „przyjmie woda, ale nie przyjmie Duch” (Katechezy chrzcielne I,4).

Wielkopostny katechumenat przedchrzcielny polegał przede wszystkim na przekazaniu kandydatom do chrztu wyznania wiary i odebrania ich od nich. Dokonywało się to przez szczegółowe wyjaśnienie credo chrześcijańskiego w kolejnych katechezach, a następnie przez wypowiedzenie tego credo przez świadomych poszczególnych prawd wiary i ich sensu kandydatów do chrztu. Katechezom towarzyszyły egzorcyzmy mające oczyścić ze zła i jego owoców chrześcijan dostępujących zjednoczenia z Chrystusem przez chrzest. W Noc Paschalną katechumen przyjmował chrzest, który dawał mu dostęp do pozostałych misteriów Kościoła. Już nie musiał wychodzić ze zgromadzenia wiernych po liturgii Słowa Bożego, lecz uczestniczył w tajemnicach, które udzielają chrześcijanom pełni darów Chrystusa. Dopuszczony został do pełnej wspólnoty z Kościołem i Chrystusem, co w znaku zewnętrznym wyrażało się w przyjęciu Eucharystii, przystąpieniu do Komunii, która będzie trwała tak długo, jak długo ochrzczony chrześcijanin pozostanie wierny temu sposobowi życia i myślenia, z którym zapoznał się podczas katechumenatu i który przyjął przy okazji przyjmowania chrztu.

Po Nocy Paschalnej nowoochrzczeni zbierali się jeszcze przez kilka dni (około tygodnia) na specjalnych katechezach, które wyjaśniały im obrzędy, w których uczestniczyli. Miały one także za zadanie nauczyć ich życia sakramentami, misteriami, które po chrzcie stały się dla nich dostępne. Jako katechumeni słuchali Słowa, a jako ochrzczeni mają do niego dostęp w znakach i świętych obrzędach. Swoje pouczenia kierowane do nowoochrzczonych Cyryl Jerozolimski podsumowuje słowami:

[quote]Zachowajcie te tradycje bez uszczerbku, trzymajcie się ich nienagannie. Nie odszczepiajcie się od wspólnoty, nie dajcie się pozbawić tych świętych tajemnic przez zmazę grzechów. „Niech Bóg pokoju uświęci was w pełni, niech całe wasze jestestwo – i duch, i dusza, i ciało – zachowane zostanie bez skazy na przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa (1 Tes 5,23). Jemu cześć i chwała z Ojcem i Duchem Świętym teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen”. (Cyryl Jerozolimski, Katechezy mistagogiczne, 5,23)[/quote]

2 komentarze do “Starożytny katechumenat

  • Bardzo mi się ten starożytny katechumenat podoba.Właściwie było to kilka sakramentów bo i Chrzest i Komunia Swięta i być może Bierzmowanie /nie wiem czy można tak powiedzieć/ No i ciekawe jak dalej wyglądała formacja już ochrzczonych, jak dalej wyglądało ich chrześcijańskie życie…czy moglibyśmy się od nich uczyć wiary?

    Odpowiedz

Skomentuj Tom Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *