Teksty Ojców

Beda Czcigodny: wskrzeszenie młodzieńca z Nain

Jezus udał się do pewnego miasta, zwanego Nain. Nain jest miastem w Galilei, dwie mile na południe od góry Tabor, niedaleko Hendoru, który jest dużą wioską leżącą cztery mile na południe od tej góry.

A szli z Nim Jego uczniowie i tłum wielki. Gdy zbliżył się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono umarłego, jedynego syna matki. Ten zmarły, którego wynoszą poza bramę miasta na oczach tłumu, oznacza człowieka uśpionego śmiertelnym grobem występków, a ponadto tę śmierć duszy, której już nie kryje zasłona serca, ale która przez słowa i czyny, jakby przez bramę swojego miasta wychodzi na jaw i dociera do wielu. Słusznie mówią, że był to jedyny syn matki, ponieważ potrzeba, by pośród wielu zgromadzonych osób była także jedna doskonała i niepokalana dziewica: matka Kościół, natomiast każdy jeden z ludzi wierzących zupełnie słusznie nazywany jest synem powszechnego Kościoła. Bowiem kto został wybrany, kiedy wprowadzony został w wiarę, jest synem. Kto zaś innych wprowadza, jest matką. Czy nie działał poruszony macierzyńskim uczuciem do dzieci ten, który mówił: „Dzieci moje! Znowu was rodzę, aż ukształtuje się w was Chrystus” (Ga 4,19)? Myślę zaś, że bramą miasta, przez którą wynoszono zmarłego, jest któryś ze zmysłów cielesnych. Kto bowiem sieje pośród braci niezgodę, kto wypowiada nieprawość w Kościele, wynoszony jest umarłym przez bramę ust. „Kto pożądliwie patrzy na kobietę” (Mt 5,28), przez bramę oczu wynosi na zewnątrz znaki swojej śmierci. Kto chętnie otwiera ucho na bezużyteczne baśnie, nieprzyzwoite śpiewy czy oszczerstwa, czyni jest bramą śmierci własnej duszy. Kto nie pilnuje pozostałych zmysłów, sam sobie otwiera okazję do śmierci. Błagam, Panie Jezu, uczyń wszystkie bramy mojego miasta bramami sprawiedliwości, abym wkraczając w nie dziękował Twojemu imieniu (por. Ps ), i żeby do Twojego majestatu, gdy wraz z niebiańskim sługami często wobec niego stajemy, nie dobiegał smród wynoszonego trupa, ale żeby zbawienie wypełniało jego mury, a chwała jego bramy.

A ona była wdową. Towarzyszył jej spory tłum z miasta. Wdową jest Kościół, każda dusza, która rozpoznaje swojego oblubieńca i Pana i pamięta, że odkupiona jest Jego śmiercią. Z boskiego zaś zrządzenie wielki tłum towarzyszył Panu i wielki tłum towarzyszył wdowie, aby na widok tak wielkiego cudu liczni świadkowie stal się licznymi wielbicielami Boga.

Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł do niej: «Nie płacz». Przestań – mówi – opłakiwać jako zmarłego tego, którego zaraz zobaczysz jak wstaje żywy. W tym miejscu w sposób duchowy odrzuca poglądy Nowacjana, który chlubiąc się w pysze swoją czystością, próbuje usunąć pokorne oczyszczenie pokutujących i zaprzecza, że Kościół, który jest prawdziwie matką, opłakującą duchową śmierć swoich odrodzonych dzieci, powinien znajdować pociechę w nadziei przywróconego życia. Ewangelista pięknie świadczy, że Pan najpierw w swoim miłosierdziu użalił się nad matką i wtedy wskrzesił syna, aby pokazać nam najpierw przykład łagodności, którą mamy naśladować, a potem umocnić wiarę w zdumiewającą moc.

Potem przystąpił, dotknął się mar, a ci, którzy je nieśli, stanęli. Mary, na których wynoszono zmarłego, oznaczają zły spokój sumienia grzesznika pozbawionego nadziei. Ci zaś, którzy wynoszą człowieka, by go pogrzebać, albo oznaczają nieczyste pragnienia, które porywają człowieka na jego zgubę, albo zgubne pokusy złudnych towarzyszy, które bardzo często wraz z pochlebstwami przynoszą grzechy, mnożą je i grzeszących przysypują pogardą jakby wałem ziemi. O nich w innym miejscu jest powiedziane: „Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych” (Mt 8,22). Umarli przecież grzebią umarłych, gdy jacyś grzesznicy głaszczą szkodliwą pochwałą ludzi do nich podobnych i olbrzymią stertą najgorszych pochwał nie dopuszczają, by kiedykolwiek opanowała ich nadzieja podniesienia się. Gdy jednak Pan dotknął łoża pogrzebowego, grabarze zatrzymali się, ponieważ dotknięte lękiem sądu ostatecznego sumienie stawia opór zarówno nacierającym licznie pragnieniom cielesnym, jak i tłumowi niesprawiedliwych chwalców, wraca do siebie i śpieszy się, by odpowiedzieć wzywającemu je do życia Zbawicielowi. Dlatego też słusznie dalej czytamy: I rzekł: «Młodzieńcze, tobie mówię, wstań». Zmarły usiadł i zaczął mówić; i oddał go jego matce. Ten, który był umarły, siada, gdy grzesznik powraca do życia przez wewnętrzną skruchę. Zaczyna mówić, gdy wyjawia sprawy z całego dotychczasowego życia, które przynosiły grzech. Oddany zaś jest matce, gdy przez postanowienie kapłańskiego osądu otrzymuje udział w jedności z Kościołem.

A wszystkich ogarnął strach; wielbili Boga i mówili: «Wielki prorok powstał wśród nas».Im bardziej beznadziejna śmierć duchowa przywoływana jest do życia, tym liczniejsi są poprawiani tym przykładem. Zobacz proroka Dawida, zobacz apostoła Piotra. Czyja pozycja jest wyższa, tego przypadek jest cięższy. Im cięższy zaś przypadek, tym bardziej wdzięczna pobożność podźwigniętego. Im bardziej wdzięczna więc ukazała się w nich litość Pana, tym pewniejsza ukazała się dla wszystkich pokutujących nadzieja na zbawienie, że słusznie wszyscy, którzy o tym słyszeli, mówili: «Bóg łaskawie nawiedził lud swój». Nie tylko przez jednorazowe wcielenie Bożego Słowa, ale także przez nieustanne posyłanie Go do naszych serc, abyśmy mogli powstać.

Beda Venerablilis, In Lucae Evangelium expositio, VII

tłumaczył ks. dr Przemysław M. Szewczyk

5 komentarzy do “Beda Czcigodny: wskrzeszenie młodzieńca z Nain

  • Najpiękniejsze jest to właśnie, że to co za czasów Jezusa działo się w sferze fizycznej i materialnej i co św. Beda odniósł do duszy człowieka- naprawdę ma miejsce cały czas. Poruszające jest ostatnie zdanie św. Bedy.
    Boże Słowo naprawdę posyłane jest nieustannie do naszych serc i to wielkie szczęście móc to u siebie i innych dostrzegać.

    Część świata jest jednak umarła i nieustannie umarli grzebią swoich umarłych…pocieszający jest fakt, że Pan nie czekał na prośby, ale ze zwykłej litości dotknął kiedyś mar i z pewnością zdjęty tą samą Bożą Litością- robi to nadal.

    Odpowiedz
  • Chyba przesadził dzisiaj Beda Czcigodny z tymi figurami myślowymi. Mary oznaczają zwykły sprzęt, na którym trzeba przenieść zmarłego. No bo przecież jakoś trzeba go przenieść, a „nie zły spokój sumienia grzesznika pozbawionego nadziei” A już w sprawie tych niosących to kosmos. Pewnie – sam się zmarły przeniesie. Przepraszam, ale zupełnie nie rozumiem tego toku myślowego przy okazji tej sceny.

    Odpowiedz
    • Jurek, to pewnie to samo można powiedzieć Panu Jezusowi, który mówi, że ziarno oznacza Słowo… ziemia urodzajna tego, kto… i tak dalej. Jasne, że wydarzenie pod Nain ma sens literalny, tak jak obsiewanie pola – proza życia. Ale co stoi na przeszkodzie, żeby oprócz tego, co widzą oczy, zobaczyć to, co widzi serce? Jezus patrzył na panny mądre i głupie czekające na weselisko i widział Królestwo Niebieskie. Widział je nawet patrząc na kobietę szukającą drachmy w domu… Beda widzi treści duchowe w dźwiganiu na plecach mar z umarłym…
      Po prostu jest to inny sposób patrzenia na świat i jego historię, również na historię świętą. I jest to sposób częsty u Ojców i bardzo im drogi. Czasem rzeczywiście w alegoryzowaniu idą daleko, ale jest to naprawdę piękne, odchodzą od litery, ale nigdy od prawdy. Beda miał dobrych nauczycieli alegorii: Ambroży, Augustyn, Grzegorz Wielki… Wielka tradycja alegorycznej interpretacji Pisma ma swoją długą i piękną historię.

      Odpowiedz
  • Też się kiedyś zastanawiałam, czy te alegorie nie są posunięte zbyt daleko, ale zarówno w zdarzeniach z życia Jezusa, jak i w Jego przypowieściach kryje się jakiś Boży Geniusz, który sprawia, że jest to ciągle żywe Słowo , które pojęte trochę głębiej odnosi się z równą siłą do człowieka każdych czasów.Trochę przypomina mi to sytuację Proroków ST, których proroctwa miały niekiedy odniesienia do danej konkretnej sytuacji i czasu w którym żyli, a potem okazywało się, że dotyczą dużo szerszej i dalszej perspektywy.

    Odpowiedz
  • Ja lubię alegorie. :) I widzę też,że w tej nie ma niczego co odbiegałoby od prawdy Bożej. Może zabrakło mi zwrotu: „spróbujmy zobaczyć w tej scenie itd” No a Jezus mówi wprost o przypowieściach więc nie mam z tym problemu ;) nie mówiąc o tym, że są to słowa Jezusa. Ale reasumując, jak na wstępie. :)

    Odpowiedz

Skomentuj Jerzy Storczyk Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *