Beda Czcigodny: kto nie wyrzeka się wszystkiego, nie może być moim uczniem
Wielkie tłumy szły z Jezusem. On zwrócił się i rzekł do nich: Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto własnej duszy, nie może być moim uczniem.
Wypada się zastanowić, czemu zalecono nam nienawidzić rodziców i naszych cielesnych krewnych, skoro nakazano nam miłować nawet nieprzyjaciół. Przecież Prawda powiedziała o żonie: „Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela” (Mk 10, 9). Także Paweł mówi: „Mężowie, miłujcie wasze żony jak Chrystus Kościół” (Ef 5,29). Oto uczeń zaleca miłowanie żony, podczas gdy Nauczyciel mówi: „Kto nie nienawidzi żony, nie może być moim uczniem”. Czyżby co innego ogłaszał sędzia, a do czegoś innego wzywał herold? Czy możemy kochać i nienawidzić równocześnie? Lecz jeśli uważnie zbadamy sens nakazu, to będziemy potrafili rozsądnie wypełnić obydwa: abyśmy miłowali tych, którzy są z nami złączeni więzami cielesnymi, wiedząc, że są nam bliscy, ale nie znali ich, nienawidzili i uciekali przed nimi, gdy doświadczamy ich jako przeciwników na drodze Bożej. Pan zaś w celu ukazania, że tego rodzaju nienawiść wobec bliskich nie pochodzi z uczucia, ale z miłości, dodał od razu: „…nadto także własnej duszy”. Wtedy bowiem w odpowiedni sposób nienawidzimy własnej duszy, gdy nie przyjmujemy jej cielesnych pragnień, gdy łamiemy jej dążenie i opieramy się pożądliwości. Stawianie oporu, żeby poprowadzić ku lepszemu, jest jakby miłowaniem przy pomocy nienawiści. Tak samo winniśmy okazać dystans nienawiści wobec naszych bliskich, abyśmy w nich zarówno miłowali to, czym są, jak i mieli w nienawiści to, co utrudnia nam kroczenie drogą Bożą. Tę samą nienawiść należy okazać duszy, skoro Prawda następnie jasno stwierdza:
Kto nie nosi swego krzyża i nie idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.
Słowo krzyż pochodzi od krzyżowania, tortur. Na dwa sposoby niesiemy krzyż Pański: albo gdy poskramiamy ciało przez wstrzemięźliwość, albo gdy dzięki współczuciu uważamy za naszą własną potrzebę bliźniego. Człowiek bowiem, który doświadcza bólu z powodu potrzeby bliźniego, nosi krzyż w sercu. Wiedzieć zaś należy, że niemało jest takich, którzy podejmują się wstrzemięźliwości cielesnej nie ze względu na Boga, ale dla próżnej chwały. Są też liczni, którzy współczują bliźniemu nie duchowo, ale cieleśnie, aby go wesprzeć nie ku cnocie, ale jakby z litości ku winie. Tacy ludzie chociaż wydają się nieść krzyż, nie idą jednak za Panem. Dlatego też słusznie Prawda mówi: „Kto nie nosi swojego krzyża i nie idzie za mną, nie może być moim uczniem. Nieść bowiem krzyż i iść za Panem oznacza albo wstrzemięźliwość cielesną, albo współczucie dla bliźniego ze względu na dążenie do wiecznego celu. Bo jeśli ktoś podejmuje te rzeczy ze względu na cel doczesny, to chociaż niesie krzyż, wzbrania się przed kroczeniem za Panem.
Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie?
W wszystkich sprawach należy baczyć na koniec. Wszystko, co czynimy, winniśmy poprzedzić wysilonym namysłem. I tak według wypowiedzi Prawdy człowiek, który buduje wieżę, przygotowuje potrzebne zasoby. Jeśli więc zaczynamy budować wieżę pokory, najpierw musimy się przygotować na przeciwności stawiane przez ten świat. Taka bowiem jest różnica między ziemską a niebiańską budowlą, że ziemska ziemska budowla wznoszona jest poprzez gromadzenie środków, zaś niebiańska przez ich wydawanie. Przygotowujemy zasoby na jedną, gdy gromadzimy majętność, przygotowujemy zasoby na drugą, gdy nawet naszą majętność porzucamy. Należy więc dobrze rozważyć to, co jest powiedziane:
Inaczej, gdyby założył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego: Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć.
Zgodnie z wypowiedzią Pawła jesteśmy widowiskiem dla świata, aniołów i ludzi (por. 1 Kor 4,9). I we wszystkim co czynimy winniśmy wziąć pod uwagę spojrzenie naszych przeciwników, którzy zawsze uważnie przyglądają się naszym czynom, zawsze cieszą się naszą porażką. Zdając sobie z tego sprawę Prorok mówi: „Boże mój, w Tobie pokładam nadzieję, obym się nie wstydził i niech nie śmieją się ze mnie moi nieprzyjaciele” (por. Ps 25, 2). Mimo naszego zamiaru wykonania dobrych dzieł, jeśli nie zważamy pilnie na złe duchy, jesteśmy wyśmiewani przez tych samych ludzi, którzy namawiają nas do złego.
Lecz ponieważ porównanie dane zostało na podstawie obrazu wznoszenia wieży, teraz dodaje do mniejszego bardziej wzniosłe porównanie, abyśmy pomyśleli na podstawie spraw mniejszych o rzeczach większych. Czytamy bowiem dalej:
Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestoma tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju.
Król udaje się na bitwę przeciw innemu królowi mając takie same siły, ale jeśli podejrzewa, że nie da rady wygrać, wysyła posłańców i prosi o warunki pokoju. W jakich więc łzach winniśmy pokładać nadzieję na przebaczenie, skoro nie przychodzimy z równymi siłami na sąd będący przeraźliwym starciem z naszym Królem,lecz zarówno nasza pozycja, słabość jak i położenie ukazują nas jako słabszych? Lecz może już pozbyliśmy się winy z popełnionego złego czynu, może już odstąpiliśmy od wszelkiej zewnętrznej nieprawości… Czy jednak intencja naszych zamiarów jest wystarczająco odpowiednia? Przecież nadchodzi dwukrotnie silniejsze wojsko przeciw o połowę mniej licznemu, które szybko pokona nas w działaniu i sposobie myślenia, skoro my przygotowani jesteśmy tylko na polu działania. I dlatego póki jest daleko od nas, wyślijmy posłańców, prosząc o warunki pokoju. Mówimy, że jest daleko, ponieważ jeszcze nie widzimy Go obecnego, by sądzić. Wysyłajmy więc posłańców naszych łez, wysyłajmy dzieła miłosierdzia, lamentujmy przed ołtarzem miłej Mu ofiary. To jest nasze poselstwo, które usposabia przychylnie nadchodzącego Króla.
Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem.
Tym podsumowaniem Pan w sposób zupełnie otwarty uczy, czym jest budowanie wieży czy też zawarcie pokoju z silniejszym Królem. Być Jego uczniem, przygotować środki na budowę wieży, posłać poselstwo dla umocnienia pokoju należy rozumieć jako wyrzeczenie się wszystkiego, co posiadamy. Między tym „wszystkim” jest także miłość do bliskich, o której wcześniej mówił, i nasza własna dusza, którą wielu rozumie w tym miejscu jako życie doczesne, które należy zachować tak długo, jak nie przeszkadza nam w zdobyciu życia wiecznego, gdyby komuś groziło pozbawienie go. Jest duża różnica między wyrzeczeniem się wszystkiego a porzuceniem wszystkiego. Do nielicznych i doskonałych należy bowiem porzucenie wszystkiego, odłożenie na bok troski o sprawy świata i gorące pożądanie tylko spraw wiecznych. Do wszystkich jednak wiernych należy wyrzeczenie się wszystkiego, co posiadają, to znaczy tak trzymać się spraw tego świata, aby nie być przez nie zatrzymywanym na świecie, korzystać z rzeczy doczesnych, ale pragnąć wiecznych i tak przeżywać sprawy ziemskie, by całym umysłem dążyć ku niebiańskim.
Beda Czcigodny, Komentarz do Ewangelii Łukasza
Tłum. P.M.Szewczyk